26 lip 2010

Wzrusz. Niespodziewany.

Zapiszę to sobie, żeby nie zapomnieć.
Tych smsów wyrażających troskę. Maila niby o aparatach i obiektywach, ale z ciepłym słowem i zaproszeniem "wpadnij do mnie, mam gorzką czekoladę z orzechami". Wyciągnięcia na lunch, tłumaczenia i chyba ulgi w stwierdzeniu "nie sądziłem, że to się tak konstruktywnie skończy".
Życzliwych pytań, słuchania mnie i moich opowieści.
Cierpliwości i uczynności i tego, że mogę powiedzieć co i kiedy zechcę.
Naprawdę się wzruszyłam. Tak jak wzruszyła mnie wcześniej troska wielu osób, które dały radę słuchać o moich perypetiach, udzielać mi rad i wspierać.
I muszę też oddać sprawiedliwość moim rodzicom, że udzielili mi najlepszych i najbardziej zwięzłych rad w kwestii związków jakie kiedykolwiek otrzymałam. Tata powiedział, że druga osoba ma mnie ciągnąć do góry, a nie w dół. A mama powiedziała, że niezależnie od mojego niełatwego charakteru mam się upierać przy pryncypiach. I najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że naprawdę nic więcej nie musieli mówić.

1 comments:

el pisze...

od czego ma sie bliskich i przyjaciół? Ty tez do mnie kiedyś zadzwonilaś..