10 sty 2014

Coś dobrego dziś przeczytałam

Szło tak:

I cannot stress this enough: Know who you are, and BE THAT PERSON. If you're funny, don't try to be too serious. If you're serious, don't try to be too funny. Look for ways that you can work in the things you're good at, and stay under the radar when you'd be forced to play your weakest hand. Don't try to fix all your weaknesses – that's a losing game. Just mitigate any ill effects from those, and then capitalize on your strengths. The point is to be genuine and memorable in a positive way, and you can best accomplish that by doing what you're good at.
Całość do przeczytania tutaj: http://itstartswith.us/12-simple-ways-to-impress-your-boss-and-everyone-else/

Jak będę duża chcę być taka jak Nate (autor bloga i mnóstwa innych fajnych rzeczy, jak ktoś chce to sam poszuka z tego linka, jak ktoś nie chce... well. :))

29 sty 2012

Bits and pieces.

Gdzies musze spisywac te urywki rzeczywistosci, bo inaczej pozapominam:
- w Fanuc, japonskim przedsiebiorstwie produkujacym roboty przemyslowe, kobiety zajmujace sie parzeniem herbaty sa z wyksztalcenia dietetczkami, wszystkie maja wyzsze wyksztalcenie;
- cesarz Hirohito zanim wstapil na tron odbyl podroz do Europy, w Paryzu pierwszy raz w zyciu widzial cala gazete - w Tokio, w palacu pozwalano mu czytac tylko wybrane fragmenty; jego ulubiona pamiatka z tej podrozy byl bilet na metro, ktory sam sobie kupil;
- w Japonii organizacje terrorystyczne mialy (koniec lat 90 XX wieku) adres i telefon, ktore mozna bylo znalezc w ksiazce telefonicznej;
- japonscy gangsterzy (jakuza) mają swoje święta, rocznice, patrona, a nawet wlasna gazetę, ktora donosi o plotkach, zareczynach, pogrzebach etc, swoich czlonkow;
- plakaty w lesie samobójców u stop gory Fuji informuja: "Pomysl o rodzicach! Pomysl o tych, ktorych kochasz! Zanim skoczysz, powiadom policje"

Wyczytane u Tiziano Terzani, 'W Azji'

16 gru 2011

TGIF

Kiedy byłam mała dziwiłam się dlaczego moi rodzice dyskutują z przyjaciółmi na imprezach o polityce. Dlaczego skoro się nie widzieli kilka miesięcy, kłócą się o to kto ma racje w kwestii dekomunizacji, zamiast opowiadać sobie co się wydarzyło przez ten czas, bawić się razem.
Teraz sam jestem dziadkiem. Pół ostatniej imprezy spędziłam na dyskusji o wieku emerytalnym służb mundurowych. Okazało się, że mamy z moim przyjacielem ze studiów zupełnie odmienne zdanie na ten temat. Dlaczego więc dyskutujemy na temat różnic zamiast po prostu pić wódkę? Albo chociaż wspominać jak piliśmy wódkę na studiach?
Niepostrzeżenie, powoli, krok po kroku, staje się dorosła, sama sobie przypominam moich rodziców. Nie wiem jak to się stało, ale mam w domu mnóstwo wytrawnego czerwonego wina. Jak, to, jeszcze chwilę temu nie znosiłam czerwonego wytrawnego wina!? Coraz częściej działam tak, jakbym wiedziała lepiej, skąd mi to się wzięło? Wczoraj stałam w korku i (TAK, naprawdę tak pomyślałam) doszłam do wniosku, że jak miałam lat 16 i okres buntu, burzy i naporu, to moi rodzice mieli RACJĘ. Brrr!!!
Kiedy nagle okazuje się, że doktorat mojej mamy i cała jej wiedza na temat historii i systemów politycznych bardzo mi się przydaje w rozważaniach okołopracowych; dyskusja na temat demokracji i leseferyzmu okazała się być bardzo apropos codziennego życia korporacji.
Odpuszczam coraz bardziej, wybaczam, coraz więcej rzeczy jest mi obojętne, mam kręgosłup moralny, stroję się do okazji, bez problemu ubieram polar i adidasy idąc do pracy, jestem autentycznie wdzięczna, a potem znowu robię coś, co sprawia że czuję się na lat szesnaście. I niech już tak zostanie.

1 paź 2011

Bo zawsze może być lepiej. :)

Przed wyjazdem na urlop porządkuję papiery, robię na dysku miejsce na nowe zdjęcia.
Znajduję takie perełki i po raz kolejny mam ochotę znaleźć jakieś bóstwó, któremu mogłabym podziękować za naszą trudną (bo kilometry), fantastyczną (bo ludzie), absurdalną (bo TAK!) bifurkację. Ale to chyba po prostu my sami. :)

11 wrz 2011

Reykjavik story. The last part.

Notatki z Islandii znalezione po kilku miesiącach. A ponieważ powinnam teraz robić mnóstwo innych rzeczy, więc. :)
Raz usłyszałam jak ktoś trąbi. Ponieważ było to pod koniec wyjazdu - byłam przyzwyczajona do tutejszego spokoju i luzu - przestraszyłam się - coś musiało się stać! Okazało się, że rower przypięty do latarni przewrócił się i jego koło wystawało na ulicę uniemożliwiając przejazd aut.
Koreańczycy nauczyli mnie robić bisukaru - koreańską ryżankę, którą jedzą wszystkie grzeczne koreańskie dzieci. Bardzo mi smakowało (jak wszystko z mlekiem, no może z wyjątkiem Malibu :P).
Kanadyjka w ramach wolontariatu (cytuje by nie zepsuć tłumaczeniem) 'donates her hair'.
W przedszkolach byli panowie przedszkolanki. Czy istnieje sensowną nazwa mężczyzny, który zajmuje się dziećmi w przedszkolu? Przedszkolanek?
W centrum handlowym znane marki sąsiadują z ciuchlandami. Te ostatnie są tu wielce popularne - przy islandzkich cenach nie dziwota.
Na basenie widziałam pana z nogą w gipsie. Specjalny pokrowiec i zupełnie nie przeszkadzała mu ona w pływaniu.
Opowieść naszego przewodnika podczas wyprawy na Snaeflesness: over there used to live a fox hunter. Authorities paid him for every fox he shot. So he was very thorough at his work. He went hunting and he tried to kill whole family he killed fox mother, fox father and fox children.
Za to podczas przebieżki wokół półogra Bardura ten sam przewodnik ostrzegał nas 'Don't look him in the eye. Or you'll die INSTANTLY. '
Eurowizja na Islandii to sprawa wagi państwowej. Podczas finałów życie zamiera, widzowie zgromadzeni w pubach żywiołowością reakcji przenikają kibiców.
Widziałam Parlament, siedzibę premiera, prezydenta, bank centralny, lotnisko, centra handlowe. Nigdzie żadnych ochroniarzy, strażników, mundurowych, wojskowych (btw, Islandia nie ma sił zbrojnych). Jakie więc było moje zdziwienie, gdy podczas spaceru natknęłam się na budynek otoczony zaporami przeciwczołgowymi, strzeżony przez uzbrojonego strażnika, kraty w oknach i strażnik nie pozwolił mi na zrobienie zdjęć. Zanim przeczytałam tabliczkę nad drzwiami było dla mnie jasne, że mam do czynienia z ambasadą Stanów.
Przewodniczka zorganizowanej wycieczki po Reykjaviku niosła ze sobą drabinę. Gdy chciała coś powiedzieć całej grupie rozstaw Ala owo narzędzie pracy i przemawiała z wysokości.
Wracając z imprezy usiadłam na murku, żeby skończyć pisać smsa. Jacyś zupełnie obcy ludzie mnie zagadnęli 'Is everything ok?'. Liczę, że to dowód wszechobecnej życzliwości, a nie mojego wyglądu. :)
Kawalkada policjantów na motorach. Każdy motor cywilny, każdy inny, panowie (a może panie też?) po prostu mieli na sobie żarówiaste kamizelki z napisem Policja na plecach.
Ultimate fuel - hydrogen gas station znalazłam na przedmieściach Reykjaviku.
Niewiele dalej były dwa nowiusieńkie i nieczynne centra handlowe. Jak przyeszedł kryzys i bankructwo najemcy się wycofali.
Horse rental. Brzmi absurdalnie (ale nie tak, jak 'konie na godziny'. :)
Japończycy zachwalali wołowinę z Kobe. Kobegiu o niej mówią.
Rano (tak nieomal do południa) po Reykjaviku chodzą tylko turyści.
Fajnie się prezentował krawaciarz jadący na rowerze. Nie dość, że był w samym gajerze, gdy temperatura nie przekraczała 5 stopni, to nic sobie robił z wiatru, który malowniczo powiewał jego krawatem.

4 wrz 2011

Bo pewne rzeczy po prostu są proste.

Czyli dopadł mnie stres, ludziowstręt i krytycyzm ponad wszelką miarę. I tak się wożę z całą masą przemyśleń, wkurzeń, niezadowolenia przede wszystkim z siebie. Na parapecie koło łóżka postawiłam pocztówkę z Islandii z napisem 'to soak your head in water'. Więc w poczuciu, że trzeba przetrwać, przespać, przeczekać trzeba mi chodzę na basen, zanurzam głowę, pozwalam na chwilę niemyślenia. W pozostałych chwilach wałkuję we łbie mnóstwo różnych co, po co, dlaczego i skąd. Wałkowanie na wszystkie strony nie pomaga. Ulga przychodzi w najmniej spodziewanym momencie, z najmniej spodziewanej strony - budzę się z krzykiem z koszmaru sennego i wtem - eureka! Już wiem co mi dolega, co powoduje zaciskanie szczęk, napinanie mięśni i nieustającą chęć wyprasowania sobie mózgu żelazkiem.
Przeżywszy w wyobraźni najgorszy z możliwych scenariuszy, nagle okazuje się, że cała sprawa ma pozytywy, niepowodzenie planu A daje szansę planom od B do Z i dlaczego się w sumie bezsensownie upieram, że wszystko musi być dokładnie tak, jak zaplanowałam, pod dyktando, linijkę, według algorytmu, gdzie z każdego kwadracika schematu odchodzi tylko strzałeczka z opcją TAK.
Powtarzam sobie jak mantrę, że niepotrzebnie się przejmuję, wypieram z głowy kolejne złe scenariusze, przecież wiadomo, że się nię sprawdzą, nigdy się jeszcze
nie sprawdziły. Planuję urlop, na który wcale nie mam ochoty, choć to przecież spełnienie marzenia. Nagle mam myśli, że chciałabym w górach, ale ja przecież nie
lubię gór i pieszych wędrówek. Potrzebuję przestrzeni. Jeszcze ten planowany niechciany urlop się nie zaczął, a myśli wybiegają w 2012 i kolejne wyjazdy. Pierwszy raz w życiu nie umiem podjąć decyzji. Piętnaście lat temu na samą myśl, że mogłabym zobaczyć Big Apple eksplodowałabym z radości, więc dlaczego teraz pomysl jechania tam z najfajniejszymi ludźmi jakich znam uwiera niczym piasek w bucie, intuicja wrzeszczy, szkoda tylko, że to pusty wrzask, bez konkretnego przekazu. Wszem i wobec mówię, że nie jadę, a ukradkiem, jak nikt nie widzi sprawdzam cenę biletów. Próbuję znaleźć dużo przeciw, a jednocześnie wiem, że chcę tam być; planuję alternatywne wyjazdy, takie bardzo szalone z widokiem na Himalaje (o co chodzi z tymi górami?!), składam obietnice, że teraz to już na pewno się wezmę za siebie żeby mieć kondycję i wejść na Kilimandżaro; ale rzeczywistość skrzeczy, przecież dobrze wiem, że chcę książki, herbaty i tego, by nie musieć podejmować żadnych decyzji, przez chwilę nie być odpowiedzialną, zorganizowaną i przezorną, niech ktoś za mnie zdecyduje, zrobi, chcę na gotowe.
A prostota tkwi w recepcie na ludziowstręt. Jak zwykle gdy w grę wchodzą proste jak drut rozwiązania nie obyło się bez Luni i hołubienia naszego skilla polegającego na znajdowaniu nasłonecznionych, ciepłych miejsc gdzie dają zimne piwo, w czym osiągnęłyśmy prawdziwe mistrzostwo. Usłyszałam kilka słów prawdy, powiedziałam parę niefajnych rzeczy na głos, a gdy Intercity przez Kutno zniknął za zakrętem wiedziałam, że moją mizantropię mogę odłożyć na półkę. Mam najfantastyczniejszych przyjaciół na świecie i nie powinnam była nigdy w nich wątpić.
A reszta też się ułoży. W takim towarzystwie nie ma specjalnie wyjścia. :)

10 cze 2011

Reykjavik story continued. (napisane 24 maja)

Algierscy piraci. Dopłynęli do Islandii parę wieków temu, wybili trochę ludności, a resztę wzięli do niewoli. Od tamtego czasu w Islandii obowiązywało prawo, wg którego można bezkarnie zabić muzułmanina.
'On 16th of July 1627, 300 Algerian pirates attacked Vestmannaeyjar. The pirates spent three nights there. They captured people, tied them on their hands and feet, killed the ones who fought back and went after the people who had fled to the mountains. They captured 234 people and brought them to Algeria, they killed 36 people but 200 people were able to hide. This was a very tragic event in the history Vestmannaeyjar and of course also for all Iceland. Later other pirates attacked other places in Iceland.'
Cytat za: http://waterfire.fas.is/Iceland/Sagaislands.php
Na przemieściach Reykjaviku są blokowiska. Niebrzydkie (jak na blokowiska), ale o bardzo polskim wyglądzie.
Podczas piwa z naszym przewodnikiem każdy opowiadał trochę o sobie. Japończyk opowiadał co robił w trakcie ostatniego trzęsienia ziemi. Szło to mniej więcej tak: byłem na uczelni w trakcie laboratorium. W jednej ręce trzymam jeżowca, a w drugiej fiolkę z kwasem. I wtem zatrzęsła się ziemia. Wybiegłem z budynku, udałem się do miejsca zbiórki, a potem do rana wracałem na piechotę do domu. Podobno jeżowiec przeżył.
Kierowca-przewodnik zademonstrował nam też, że: można poprosić na stacji benzynowej o pożyczenie słuchawki telefonu stacjonarnego i normalnie pogadać, przy wjeżdżaniu w chmurę pyłu wulkanicznego zatrzymał machając samochód nadjeżdżający z naprzeciwka, zapytał jak jest dalej, dostał od tamtych ludzi aparat ze zdjęciami (jakaś wypasiona lustrzanka tak btw), wziął ten aparat, wsiadł do naszego busiku, pokazał nam zdjęcia i dopiero oddał. Wszystko na środku drogi. Za nami utworzył się kilkusamochodowy korek, ale mimo że cała operacja trwała kilka minut nikt nie zatrąbił!
Koreanka, której intonacji będzie mi na pewno brakować jak stąd wyjadę,
inaczej rozmawia z rodzicami, a inaczej z nami, bo starszym należy się szacunek. Owszem wszyscy to robimy w jakimś stopniu, ale trzeba ją usłyszeć by docenić różnicę. :)