23 lip 2008

Kryzys tfurczy na wszystkich frontach

Wszystkie siły jakie miałam poszły w remont. Te, których nie miałam poszły w pracę. Poziom zen constans. Wszystko, co mogłam odłożyłam na później, realizuję plan minimum. Może nawet mogłabym wziąć urlop, ale mierzi mnie myśl o przygotowywaniach, pakowaniach etcetera. Daję sobie jeszcze ze 2 tygodnie na relaks, a potem zacznę się martwić. Albo i nie zacznę. W sumie to miły stan - nie obchodzi mnie polityka, wydarzeń i tak nie śledzę od lat. Pogoda mi zwisa, to, co muszę robić niezależy od klimatu. Wszelkie sugestie, że może coś bym zbywam pytaniem "po co?". Po co, skoro nie muszę. Po co, skoro nie potrzeba. Po co, jeśli nie czuję takiej potrzeby.
Pisać też nie ma potrzeby, ani o czym. To może do przeczytania kiedyś, jak już coś mnie wykopie z tego błogostanu.

4 lip 2008

To może coś napiszę?

Akurat dobrze się składa, bo mam trochę żółci do ulania, a w takich kwestiach to nie ma jak blogasek. Jest jeszcze oczywiście Blip, ale ciężko mi się wkurza na zaistniałą sytuacje w 160 znakach.
Rys sytuacyjny jest taki, że próbuję od firmy, której jestem klientem wydębić pismo. Nazwijmy je uzasadnieniem decyzji. Osobą odpowiedzialną za kontakty z klientami jest pani X, natomiast na pismo może odpowiedzieć tylko pan Y. Skądinąd buc. Nieodpowiadający na maile. W rozmowach telefonicznych czepiający się sformułowań i przecinków, a unikający jak ognia meritum sprawy. Człowiek, z którym nawet na telefon trzeba się "umawiać". (Sprytne, bo na maile nie odpowiada, więc jakikolwiek kontakt jest tak jakby nieco utrudniony). Facet ładnie moduluje głos i słodziutko między słowami umieszcza szpile wymierzone w swojego rozmówce. Facet, któremu zwyczajnie się nie chce kiwnąć palcem, w sprawie, która dla wszystkich współpracowników gościa jest oczywista i jasna. Facet, który myśli, że pochlebstwami pod moim adresem mnie zmiękczy i ugładzi.
I wiecie, co? Facet jest moim idolem. Po pierwsze, nie można mu zarzucić, że jest leniwy. Moja sprawa kosztowała go już tyle czasu i energii, że spokojnie dałby radę zrobić to, o co proszę. I to ze trzy razy. Po drugie, zna się na ludziach - wie, że w końcu odpuszcze, bo uznam kłócenie się z głupcem za bezcelowe, zamiast nakablować do szefa Faceta i zrobić ogólną aferę z tego, jak zostałam potraktowana. Po trzecie, nie zna pojęcia kompromis i dogadanie się, chyba że ma do czynienia z silniejszym przeciwnikiem (co wie, bo punkt dwa).
Więc jak będę duża to też chcę tak umieć. A póki co chyba poczytam Erystykę. I zacznę przekonywać samą siebie, że podejście pt "z każdym można się dogadać, a kompromisy są dobre" wygląda fajnie tylko na papierze i w testach osobowości, a nie "w realu".