Wszystkie siły jakie miałam poszły w remont. Te, których nie miałam poszły w pracę. Poziom zen constans. Wszystko, co mogłam odłożyłam na później, realizuję plan minimum. Może nawet mogłabym wziąć urlop, ale mierzi mnie myśl o przygotowywaniach, pakowaniach etcetera. Daję sobie jeszcze ze 2 tygodnie na relaks, a potem zacznę się martwić. Albo i nie zacznę. W sumie to miły stan - nie obchodzi mnie polityka, wydarzeń i tak nie śledzę od lat. Pogoda mi zwisa, to, co muszę robić niezależy od klimatu. Wszelkie sugestie, że może coś bym zbywam pytaniem "po co?". Po co, skoro nie muszę. Po co, skoro nie potrzeba. Po co, jeśli nie czuję takiej potrzeby. |
23 lip 2008
Kryzys tfurczy na wszystkich frontach
by Meg at 23:14
Labels: bla-bla-bla
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz