16 lut 2008

Once weekend a time...

Po release'owym tygodniu w pracy, z bardzo nienormowanym jej czasem. Po wieczorach z kursem językowym. Po 8h na uczelni i zgłębianiu zagadnień związanych z analizą opłacalności i ryzyka (skądinąd odkryłam w sobie kolejną pasję - tym razem do liczenia pieniędzy :-) ).Czy byłam zmęczona? Najwidoczniej nie do końca, bo zafundowałam sobie jeszcze narciarski wieczór na Wieżycy. Ok, now, it's official - w końcu padłam. Tak będę leżeć. :-)

2 comments:

el pisze...

to moze bys wreszcie wstala?

Meg pisze...

Normalnie wstałam i teraz jako ten króliczek Duracel'a. Taki zap..., że nie ma czasu taczek załadować. :-) Ale postaram się poprawić. :-)