Budzilam sie chyba piec razy, ale ciagle bylo za wczesnie. Kiedy poludnie minelo ziewnelam i siegnelam po ksiazke. Kiedy ksiazka sie skonczyla, nie bylo rady. Wstalam, opatulilam sie szlafrokiem (znowu ziab), poszlam do szafy po kolejna lekture, po drodze zahaczajac o kuchnie i sniadanie. Potem czytalam, az nie zasnelam. Kiedy sie obudzilam byl akurat czas na obiad, tym razem w bistro za rogiem. Wracajac nabylam desperadosika i cos do jedzenia na jutro do pracy. Teraz popijam sobie do lektury, a zaraz chyba pojde spac. Po paru miesiacach nieustannego imprezowania nie moglam sobie wymarzyc lepszej niedzieli. |
12 lip 2009
Just a perfect day
by Meg at 22:24
Labels: women's world
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz