9 cze 2009

Reisefieber

Bardzo lubie te dwa dni przed impreza. Radosc oczekiwania, umawianie sie, logistyke wyjazdowo-dojazdowa. Magie pakowawcza. Zupelnie normalne jest, ze jutro przypomne dziewczynie z Warszawy o pascie do zebow, a facetowi z Krakowa o kolejnych tomach Webera. Podobnie normalne jest to, ze mimo kilometrow i inszych rzeczy, ktore dziela, belleteynowe menu ustalane bylo od miesiaca. Humus, mlekowka, smalec, pigwowka, ogorki z czosnkiem przyjada do Urli z roznych stron kraju. Dzieki blipowi wiem, kto jutro jakie piwo bedzie pil, kto je przywiezie, ze M. pakujac sie waha sie nad szaliczkiem. Lubie ten stan, w jakim sie znajduje. Spakowany plecak, kupione bilety, zaplanowane spotkania na dworcach, ostatnie smsy i maile przedwyjazdowe, pelne dobrego humoru i glupawki. I absolutna niepewnosc odnosnie tego, jaki skill w tym roku zdobedziemy, co bedzie lejtmotivem imprezy, ktora sama w sobie jest od lat przewidywalna. Ciezko potem tlumaczyc tym drugim znajomym, ze tak sie ciesze na wyjazd na wies do domkow letniskowych, podczas ktorego bedziemy pic i ogolnie robic nic. Ciezko wytlumaczyc siniaki, podkrazone oczy, bol w prawym boku i dlaczego mimo to uwazam te wyjazdy za jedna z lepszych rzeczy jakie mi sie przytrafiaja.

3 comments:

el pisze...

ano..bawcie sie dobrze.czekam na fotki:)na sms z imprezy.moga byc w srodku nocy;-)

MotylaNoga pisze...

Nic dodać, nic ująć. Wsiadam zaraz w samochód i jadę po Ciebie :D

Mamofyen pisze...

Hohoho, w ogole mi nie musisz tego tlumaczyc! A teraz czekam na zdjecia:)