10 cze 2011

Reykjavik. Dzień pierwszy. (napisane 16 maja)

Localsi naprawdę chodzą w tych tradycyjnych swetrach. Chyba sobie taki kupię. :)
Kraj jest... Easygoing? Kompletnie wyluzowany, z dystansem, bezpretensjonalny. Wszyscy mówią po angielsku.
Byłam dziś pod parlamentem, ale nawet tego nie zauważyłam! W przewodniku dopiero doczytalam. Ot zwykły budynek w tutejszym downtown.
Mieszkam w komunie z przedziwnymi ludźmi. Pokój dzielę np z poszukującą sensu życia Koreanką.
Koreańczycy to zresztą ogromne zaskoczenie wyjazdu. Jest ich tu mnóstwo, podobno na niektórych workcampach stanowią połowę uczestników. W kuchni, łazience, czy po szufladach w pokojach pałęta się mnóstwo niewiadomoczego z napisami w krzaczkach. Co pcha tych ludzi, że masowo zostają wolontariuszami na tej zimnej wyspie? Mam dwa tygodnie, może się dowiem. Póki co Dżin-Dżin zidentyfikowała mi zawartość jednej z szuflad. Koreańskie rozgrzewające plastry do ciała. :)

0 comments: