10 cze 2011

Wróciłam z Islandii

Ponad dwa tygodnie jakie spędziłam w Reykjaviku wydają mi się snem; filmem, którego ostatnia kopia zaginęła, więc pozostały tylko wspomnienia.
Właściwie nie wiem jak to się stało, że z moim upodobaniem do ciepłego klimatu i dużych miast wylądowałam nieopodal koła podbiegunowego, w maleńkiej islandzkiej społeczności. Ale nie żałuję.
Doświadczyłam czegoś wyjątkowego. Poznałam ludzi z całego świata. Fajnie było, gdy szliśmy gdzieś grupą i ktoś nas pytał "Where are you from?". Bo jak odpowiedzieć na to pytanie skoro wszyscy mieszkamy chwilowo na Islandii, a jesteśmy z: (wdech) Korei, Japonii, Austrii, Niemiec, Polski, Izraela, Meksyku, Kanady, Stanów, Reunion Island? A wymieniam tylko narodowości z mojego workcampu.
Przez dwa tygodnie ani razu nie nastawiłam budzika. Gdybym zaspała, ktoś by mnie obudził. Ani razu się nie spieszyłam. Mimo tego, że mieliśmy pracę do wykonania mogliśmy się nią zająć w "Icelandic time" - czyli pół godziny nie robi różnicy. A jeśli masz nie zdążyć na umówione spotkanie - po prostu dzwonisz i mówisz, że będziesz później i nikt nie robi z tego problemu.
Miałam czas na rozmowy ze sprzedawcami, uśmiechanie się do ludzi, chodzenie na basen, wylegiwanie się w gorących źródłach, spacery z widokiem na fiordy, granie w karty i koreańskie zabawy dla dzieci, śpiewanie na zmianę koreańskiej piosenki o kijance i Friday (the worst song ever).
Bo Islandia to świetne miejsce by wyluzować, nadać rzeczom właściwe proporcje i zwyczajnie cieszyć się życiem. Bo tubylcy mimo kryzysu i niesprzyjąjącej aury prezentują taki optymizm i luz, że nie sposób się tym podejściem nie zarazić. Bo jak zablokowaliśmy Ringroad (główna droga okalająca całą wyspę) na prawie 10 minut - nasz kierowca zatrzymał samochód z naprzeciwka, pogadał z tamtym kierowcą o wybuchu wulkanu, obejrzał zdjęcia, a potem jeszcze przyniósł do naszego busika aparat i pozwolił i nam je pooglądać - to mimo iż za nami utworzył się korek - nikt! ale to nikt nie zatrąbił. Bo nie widać frustracji i nieufności, a początkowy szok spowodowany strojami i zachowaniem tubylców, po kilku dniach zamienia się w zachwyt i chęć naśladowania. Bo dzień polarny wywołuje niesamowite uczucie euforii i zapał.
Zdjęcia pokazujące islandzkie podejście do pracy i czasu.
Godziny otwarcia:

 i uwagi ich dotyczące:
Kafejka przy głównej ulicy Reykjaviku:

P.S. Dla tych, którzy nie czytali notek na FB wrzucam i tu moje zapiski "na gorąco z Islandii".

0 comments: