10 cze 2011

Reykjavik, początek drugiego tygodnia (napisane 24 maja)

Garść notatek z telefonu. Jeśli się będę powtarzać to trudno. :)
Mam nową teorię, że o kraju w dużej mierze świadczy to, jak wygląda sklep typu "wszystko za złotówkę". W tutejszym mogłabym mieszkać i w ogóle. Rzeczy są ładne, tanie, niebanalne, nieprzekombinowane, o nienagannym designie. I wołają do mnie mamo. Wkurzają mnie te ograniczenia na bagaż. :)
Polacy są widoczni. W przedkolu na 12 dzieci 3 było z Polski. Wszyscy pracownicy Biedronki-Bonusa są z Polski. (Na pewno wszystkie kasjerki, bo przyuważyłam jak ze sobą rozmawiały).
Islandzkie dzieci to osobny rozdział - są grzeczne i nadspodziewanie ciche. A mam trochę pola do obserwacji, bo odwiedzam przedszkola, chodzę na basen, z którego korzystają szkoły i przedszkola. Trzy razy byłam świadkiem jak bachor darł ryja i za każdym razem okazywało się to być polskie dziecko. I nie mam na myśli niemowlaków (bo jak poznać w jakim języku się drą?), ale cztero, pięciolatki, które chodzą i mówią. Wychodzi na to, że jak mieć dziecko to tylko z Islandczykiem, na Islandii. :D
Zmieniając temat, poznałam mnóstwo gier i zabaw. Mogę Was po powrocie nauczyć koreańskiej zabawy "bunny, bunny". Drinking game będzie z tego przedni. ;)
Niepełnosprawni - są traktowani jak wszyscy inni i nikt im nie pomaga. Na basenie widziałam dziewczynkę na wózku. Bardzo powoli, ale radziła sobie sama - z wózkiem, ręcznikiem, myciem, wejściem do basenu. I mimo tego, że tu na basenach aż roi się od staffu, który uważnie sprawdza, czy każdy zdejmuje kostium i dokładnie się myje, nikt tej dzieczynce nie pomagał ani nie ułatwiał.
Islandczycy w ogromnym stopniu polegają na wolontariacie. Recepcjonistka w Vik - małej wiosce na południu, gdzie zastał nas wybuch wulkanu, była Amerykanką, która pracowała tam za wikt i opierunek. Wolontaiursze hodują warzywa szklarniowe, pomagają przy porodach owiec (co pewnie się jakoś nazywa). I cała masa tych wolontariuszy, choć jest z rożnych miejsc ma ciężką obsesję na punkcie Islandii. :)
Z Islandzkiego rozumiem tylko wyrazy podobne do niemieckich, czy angielskich, ale i tak w pierwszej minucie rozpoznałam o co chodzi, gdy radio w samochodzie wyszukało islandzkie Radio Maryja. :)
Tubylcy, z którymi miałam styczność są absolutnie niepoprawni politycznie ale zarazem przyjaźni i pogodni. I niebywale wyluzowani, o czym już pisałam.

0 comments: