Ten fragment napisze juz z domu. Poki co ide jeszcze na spacer, potem na lotnisko. Szkoda konczyc urlop. :-P |
30 lis 2008
Londyn, ostatnie dwa dni
by Meg at 11:03 0 comments
29 lis 2008
Londyn, dzien szosty
W ktorym caly dzien, od rana do nocy padalo. Poniewaz dzis ma byc jeszcze gorzej (ale juz widze, ze nie jest - wczoraj o tej porze przez ulice przelewal sie deszcz) zdecydowalam sie pozwiedzac ostatnie atrakcje na swiezym powietrzu, czyli Notting Hill i Portobello Market oraz Covent Garden. Przy okazji nauczylam sie, jak jednoczesnie trzymac parasol, torbe i aparat i zrobic zdjecie. Portobello zachwyca malowniczoscia i odstrasza asortymentem - otoz obok antykow i rekodziela, maja tak dobrze znane z polskich realiow budy ze skarpetkami i gaciami. |
by Meg at 10:48 0 comments
28 lis 2008
Londyn, dzien piaty
Podpuszczona przez internet, mimo zawodu jaki sprawil mi Brastop, poszlam z rana do Bravissimo na bra-fitting. Pani pochwalila bielizne jaka nosze i stwierdzila, ze nawet mam dobrze dobrana (ha! czy wyrazalam sie pozytywnie o triumphie?:-)),a potem przyniosla narecze stanikow, podoradzala, po czym zostawila mnie sam na sam, zebym sie namyslila. :-) |
by Meg at 02:08 0 comments
26 lis 2008
Londyn, dzien trzeci i czwarty
Troche juz mnie zmeczyl ten "wypoczynek", musze przyznac. Zatesknilam za poruszaniem sie samochodem (chociaz w miescie metro jest efektywniejsze), za polezeniem na kanapie (tu szkoda mi na to czasu), za normalnym jedzeniem. :-) No ale to chyba o to chodzi. :-) |
by Meg at 23:13 3 comments
Londyn, dzien trzeci
Odcinek zostaje przesuniety na jutro, gdyz dzis dzien zakonczylam piwem w pubie z Ania i w zwiazku z tym mam ochote isc spac. :-) |
by Meg at 00:33 0 comments
24 lis 2008
Londyn, dzien drugi
Uff... Czy juz wspominalam, ze zwiedzanie to strasznie ciezkie zajecie? Ostatni raz tak zmeczona bylam po bowlingu, no ale wtedy to musialam tymi recami przerzucic tone, a teraz to tylko spacerek przez miasto. |
by Meg at 23:33 0 comments
23 lis 2008
Londyn, ciag dalszy dnia pierwszego
Wlasciwie to najlepiej byloby logowac na biezaco, ale nie da sie - albo zwiedzanie, albo zapiski. |
by Meg at 23:21 0 comments
Londyn, dzien pierwszy, ciag dalszy.
Wiec jest zimno. I przezywam szok kulturowy w druga strone. Ze jak to - hindus w czapce i rekawiczkach? I w dzinsach i T-shircie? (W Dubaju w dzinsach chodzili tylko turysci. Strojem hindusow byly takie troche elegantsze spodnie i koszula.) Ze majac bilet na metro mozna ot tak zejsc pod ziemie i jego przybycie bedzie bardzo przewidywalne. Tak co do minuty? Ze nikt mnie nie bedzie ciagnal za reke i proponowal cheap designer handbags? Jakos dziwnie. |
by Meg at 18:53 0 comments
Londyn, dzien pierwszy, rano.
Ja sie k*wa pytam, co to ma byc??? |
by Meg at 10:10 1 comments
22 lis 2008
Dubaj, dzien siodmy i (niestety) ostatni
Dzien ten zaczelam od spakowania torby, na wierzchu kladac kurtke, ktora przyjdzie mi wziac ze soba do samolotu, chociaz tutaj nieustajace 30 stopni. Potem wydrukowalam sobie boarding pass (cudowna samoobsluga internetowa, mam zapewnione miejsce przy oknie, moze uda sie jeszcze rzucic okiem na Dubaj by night) i wsiadlam do Big Bus. Ktory przez caly dzien wozil mnie wkolko po miescie. Napaslam oczy widokami budow, szkla, stali, siedmiopasmowych drog. Przy okazji dotarlam w miejsca wczesniej nie odwiedzane, a mianowicie na palme. Palma faktycznie robi wrazenie, jak zreszta wszystkie tutejsze nowoczesne budowy. |
by Meg at 16:42 5 comments
21 lis 2008
Dubaj dzien szosty, piatek (to nie bez znaczenia)
Piatek, to tutejsza niedziela. Pobozny muzulmanin powinien wtedy sie udac do meczetu, pomodlic sie i wysluchac kazania. Ja postanowilam zaczac od plazy. |
by Meg at 16:29 1 comments
20 lis 2008
Dubaj (choc nie do konca), dzien piaty
Safari. Znaczy zadne tam slonie, zyrafy i baobaby. Tutaj safari to wszelkiego rodzaju wyjazdy krajoznawczo-przyrodniczo-rozrywkowe za miasto. Z mnostwa opcji wybralam sobie Grand Canyons, czyli wyjazd w gory i z powrotem. |
by Meg at 18:01 3 comments
19 lis 2008
Dubaj, dzien czwarty
Poniewaz jestem na wakacjach postanowilam sie wyspac i nie przemeczac. Wstalam dopiero o 9, spacerkiem poszlam na abre, by przeprawic sie na drugi brzeg Creek'u, celem zwiedzenia Spice Souk. Ow kiermasz przypraw troche mnie zawiodl, bo ograniczal sie do dwoch marnych alejek, w ktorych jakims cudem zgromadzono wszystkie mozliwe przyprawy, zapachy, etc. Poniewaz na kazdym kroku ktos chcial mi cos sprzedac, szybko kupilam to co chcialam i nie chcialam (wlasciwie po co mi sandalwood? chyba tylko w domu do powachania jako wspomnienie Dubaju, co nie) i zmylam sie w kierunku dalszych atrakcji, tym razem turystycznego waterbus, ktory jest czescia tutejszej komunikacji miejskiej. Kiedy doszlam do "przystanku" sprzedawca biletow powiedzial, ze bus is leaving now, no problem (troche sie zdziwilam, bo wedlug rozkladu mial odplywac za 20 minut). Nabylam bilet - w postaci karty chipowej! z ktorym to biletem trzeba potem przejsc 10 metrow do maszyny, w ktora wklada sie ta karte i drukuje bilet papierowy. Z papierowym biletem mozna sie udac na stateczek, gdzie pan odrywa kupon kontrolny. Wszystko fajnie, tylko przerost formy nad trescia, zwlaszcza, ze bylam jedyna! pasazerka tego cuda. Jedyna, na moze 100 wolnych miejsc. Stateczek wypas - klima, siedzenia lotnicze, na poczatku krotki filmik o bezpieczenstwie w trakcie lotu, tj. przepraszam rejsu (dokladnie taki jak w samolocie, ze under your seat, should the need arise...). Ogolnie fantastyczna sprawa, pogadalam sobie z kierowca-sternikiem, poopowiadal mi o sobie, wypytal sie co robie, skad jestem itd, gdy chcialam zrobic zdjecia zwalnial, opowiadal co mijamy i jak sie zyje w Dubaju. Pozwolil nawet usiasc za sterem i cyknal fotke. A na koniec zostawil mi swojego maila i prosil o zdjecia. :-) I to wszystko za rownowartosc 20pln. Aha, a na koncu wypelnilam customer survey, ktory tym razem mial postac gameboya, znaczy takie cus wielkosci kalkulatora biurkowego, na ktorym byly przyciski z odpowiedziami na pytania, ktore wyswietlaly sie na panelu. |
by Meg at 18:43 0 comments
18 lis 2008
Dubaj, dzien trzeci. Bardzo meczacy...
Znowu zaczynajac od listy spostrzezen... Bo mam taki patent, ze jak cos widze dziwnego itp, to zapisuje w komorce lub notesie i ciezko mi to wplesc w chronologie wydarzen. Jesli bede sie powtarzac, to przepraszam. |
by Meg at 19:31 2 comments
17 lis 2008
Dubaj, dzien drugi.
Zaczne od spisania z notatek w telefonie obserwacji na zywo, tak ku potomnosci, by potem nie zginely. |
by Meg at 18:56 0 comments
16 lis 2008
Dzien pierwszy, Dubaj
A wlasciwie to dzien drugi urlopu. |
by Meg at 19:14 0 comments
Dojechalam.
Troche ledwo zyje wiec chyba z relacja poczekam do jutra, albo do wieczora. W kazdym razie znalazlam hotel (chociaz droge do niego gubie jak tylko z niego wyjde), 5 minut od hotelu (jesli sie nie zgubie, lub mnie jakis Arab zaprowadzi) jest Carrefour, wiec z glodu nie umre. Atrakcje sa. Zabukowalam sobie safari na czwartek. |
by Meg at 11:59 1 comments
3 lis 2008
Trzeba sobie radzić, powiedział baca zawiązując buta glistą
Do białości wpienia mnie ostatnio rozkładanie rąk i "nie da się". I marudzenie. Bo przecież tylko tych najważniejszych rzeczy się nie da. Nie da się cudownie uzdrowić chorego na raka. Nie da się wymusić przyjaźni, milości, zaufania. Nie da się magicznie w ciągu tygodnia nadrobić wieloletnich zaniedbań. Ale do cholery, zorganizować rzeczy w sposób znośny się da. Wykonać telefon. Poradzić. Sprawdzić. Uśmiechnąć się. Poczekać parę minut. Dodać w bazie jedno pole na dodatkowe notatki. |
by Meg at 23:34 2 comments
Labels: bla-bla-bla, remont, women's world