23 lis 2008

Londyn, dzien pierwszy, ciag dalszy.

Wiec jest zimno. I przezywam szok kulturowy w druga strone. Ze jak to - hindus w czapce i rekawiczkach? I w dzinsach i T-shircie? (W Dubaju w dzinsach chodzili tylko turysci. Strojem hindusow byly takie troche elegantsze spodnie i koszula.) Ze majac bilet na metro mozna ot tak zejsc pod ziemie i jego przybycie bedzie bardzo przewidywalne. Tak co do minuty? Ze nikt mnie nie bedzie ciagnal za reke i proponowal cheap designer handbags? Jakos dziwnie.
No i pogoda, do ktorej nie moge sie przyzwyczaic. Pory roku stopniowo sie zmieniaja, chyba nigdy wczesniej nie mialam takiego przeskoku z tropikow do sniegu z deszczem.
Poniewaz nie mam na razie planu, co zamierzam robic (znaczy wiem, ze zwiedzac, ale dokladnie co, kiedy i o ktorej to nie ma tak dobrze) poszlam dzis przed siebie. Chodzilo glownie o to zeby nie siedziec w hostelu, bo mam jetlag i pewnie bym przespala caly dzien. Wiec poszlam przed siebie i trafilam na Oxford Street, gdzie pochodzilam po sklepach, kupilam sweter, dzinsy i parasol (tym samym jestem juz lepiej przygotowana na panujace tu warunki pogodowe), wzielam jedzenie na wynos (w hostelu jest kuchnia, a w pokoju mam dodatkowo mikrofale) od jakiegos przydroznego Chinczyka, przejechalam sie metrem i teraz nadrabiam zaleglosci internetowe.
W planach na dzis jeszcze przejazdzka metrem nad Tamize na spacerek (jeszcze nie widzialam Tower Bridge) i kupienie czegos na kolacje.
Wieczorem mam zamiar przygotowac sobie w miare sensowny plan zwiedzania. A poki co to pare slow o hostelu, bo od poczatku mnie ujal (i to nie tylko tym internetem bez ograniczen). Maja tu tez 3 regaly ksiazek, ktore mozna dowolnie brac (i to nie takich z makulatury, ale ogolnie dosc wspolczesna literatura, wypatrzylam Cusslera, Zadie Smith, Clancy'ego, etc), jest tez drukarka, dvd, telewizor... I to wszystko w maluskim domeczku (3 pietra, na kazdym po 3-4 pokoje, ogroma kuchnia, z ogolnodostepnym jedzeniem (niby to jest sniadanie, ale trwa przez pol dnia) i wielgachny living room polaczony z kuchnia. Nie ma zadnej oficjalnej recepcji (znaczy gdzies tam z tylu siedzi bardzo mila dziewczyna), ale ogolnie kazdy ma klucze od wszystkiego i panuje atmosfera akademika.
Oki dokie, to do nastepnego update'u z pola urlopu. :-)

0 comments: