28 lis 2008

Londyn, dzien piaty

Podpuszczona przez internet, mimo zawodu jaki sprawil mi Brastop, poszlam z rana do Bravissimo na bra-fitting. Pani pochwalila bielizne jaka nosze i stwierdzila, ze nawet mam dobrze dobrana (ha! czy wyrazalam sie pozytywnie o triumphie?:-)),a potem przyniosla narecze stanikow, podoradzala, po czym zostawila mnie sam na sam, zebym sie namyslila. :-)
I tu dygresja: jesli w Londynie, gdzie pewnie i czynsze wyzsze niz u nas, i pensje pan (ktorych w salonie mimo wczesnego rana bylo cztery, a nie jak u nas gora dwie) wyzsze niz nad Baltykiem, oplaca sie w samym centrum walnac sklep z bielizna, udzielac darmowych porad i jeszcze staniki kosztuja 25-30 funtow (z tych 20, ktore zmierzylam zaden nie kosztowal wiecej, choc nie wykluczam, ze sa takowe), to dlaczego u nas sie nie da? Nie mowie, zeby na kazdym rogu, ale chociaz po jednym na kazde wieksze miasto?
No dobra, retorycznie sie pytam. :-P
Po zakupach akurat przestalo padac, wiec poszlam zwiedzac.
Camden mnie zachwycilo. Pozalowalam, ze nie mam tych 10 lat mniej, zeby moc sobie kupic cos odjechanego (i jeszcze miec, gdzie w tym chodzic :-P), wiec zadowolilam sie bransoletka z szekla i w miare grzecznymi kolczykami.
Z Camden pojechalam do Hyde Parku na Speakers Corner, gdzie po mowcach zostala tylko nazwa. Nikt nie protestowal, nie przemawial, nie wciskal ulotek. Poczulam sie srodze zawiedziona. Fakt, ze akurat znowu zaczelo padac i wiac (jak sie potem dowiedzialam w Science Muzeum Wielka Brytania jest najbardziej wietrznym krajem w Europie - fakt duje nieprzecietnie, a ze mieszkam nad morzem, to znam sie na tym), ale nie dalej niz dwa dni temu Ania tlumaczyla mi fenomen lasek z golymi nogami i wyeksponowanym dekoltem przy temperaturze oscylujacej wokol zera - ze ta nacja tak ma, sa zahartowani i w ogole. Wiec skoro sa zahartowani, to co im taki deszczyk, ktorego nawet ja sie nie przestraszylam, tylko opatulilam sie dokladnie i polazlam przez park w kierunku nastepnych atrakcji. A park, mimo listopada, mnie zachwycil, zwlaszcza jak juz wyszlo slonce. Biegacze, wyprowadzajacy psy, jezdzacy na koniach, piekna zlota jesien i zieloniutka trawka. Wszystko to w centrum ogromnego miasta.
Z parku ostatkiem sil powloklam sie do Science Museum. Gdzie jak tylko zobaczylam, co mnie czeka zapomnialam o zmeczeniu. Cale dwa i pol pietra poswiecone historii medycyny - okropnosci, ale jakie fascynujace! Ze zbereznych ciekawostek bylo np. male antimasturbation device, czyli pas cnoty, dla facetow. :-) Z niezbereznych... to cala masa. :-)
A potem trafilam do eksperymentatorium, gdzie podloga byla z gumy (chce taka do domu!), a oprocz tego, mozna bylo dotknac, pobawic sie, zakrecic, pomacac... i chociaz wiekszosc tego typu eksperymentow juz robilam i nie ma nic okrywczego np w zabawie magnesikami i opilkami zelaza umieszczonymi w wodzie, to i tak frajda ogromna. Miedzy innymi gryzlam metalowy pret przez slomke (to dla higieny, slomka nic nie wnosi do doswiadczenia) majac przy tym zatkane uszy - jak sie to zrobilo mozna bylo uslyszec... rap. :-)
Trzy godziny to za malo czasu, zeby sie tym wszystkim nacieszyc, ale trudno.
Wracajac do domu zrealizowalam kolejny punkt programu - nabylam na sobote bilet na "Upiora w Operze". Teraz musze tylko sobie przeczytac streszczenie, zeby wiedziec o czym spiewaja na wypadek jak bym miala ich nie zrozumiec. :-)
Wiem, ze od paru dni nie bylo spostrzezen i wrazen, nadal je spisuje, ale jakos nie mam sily, zeby przepisac. Moze jutro przy sniadaniu. Dobranoc.

0 comments: