Dzien ten zaczelam od spakowania torby, na wierzchu kladac kurtke, ktora przyjdzie mi wziac ze soba do samolotu, chociaz tutaj nieustajace 30 stopni. Potem wydrukowalam sobie boarding pass (cudowna samoobsluga internetowa, mam zapewnione miejsce przy oknie, moze uda sie jeszcze rzucic okiem na Dubaj by night) i wsiadlam do Big Bus. Ktory przez caly dzien wozil mnie wkolko po miescie. Napaslam oczy widokami budow, szkla, stali, siedmiopasmowych drog. Przy okazji dotarlam w miejsca wczesniej nie odwiedzane, a mianowicie na palme. Palma faktycznie robi wrazenie, jak zreszta wszystkie tutejsze nowoczesne budowy. Jedynym minusem jest to, ze jadac dwupietrowym londynskim doubledeckerem, na gornym pokladzie na przemian swieci slonce, wieje i trzeba wdychac spaliny. Po calym dniu bol glowy gwarantowany. Ale wrazenia niezapomniane. Po wycieczce autokarowej poszlam na chicken shwarma (co bede eksperymentowac z innymi knajpami, skoro jest przepyszna) oraz jeszcze raz do Dubai Muzeum (bo dawali bilet, jakos musze zagospodarowac czas do 22.30 kiedy to zostane odwieziona na lotnisko). Wprawdzie moglabym siedziec w hotelowym lobby, ale wole jeszcze pochodzic po okolicy, z krotkim przystankiem na internet. Spostrzezenia: - Juz wczesniej widzialam niespodziewanie wysokie palmy, takie na 10 pieter. Sadzilam, ze to jakies ichnie pomniki przyrody, a tymczasem okazalo sie, ze sa to sprytnie zamaskowane wieze z antenami komorkowymi. :-) - Metro - ciagle w budowie, ale uderzylo mnie to, jak bardzo tutejsza budowa metra rozni sie od warszawskiej. W Wawie buduje sie odcinek, oddaje do uzytku nowa stacje, a potem buduje kolejny odcinek. Tutaj buduje sie wszystko na raz. W tej chwili ukonczone sa wiadukty i trwa budowa stacji, podobno rozpoczeto juz probne przejazdy pociagow. - Znaki drogowe - drogi sa swietnie oznakowane, wielopasmowe. W Dubaju wszystkie komunikaty prawie wylacznie po angielsku. Dzis wypatrzylam np. "beware of traffic". :-) - Budowy - temat rzeka, ale dzis wypatrzylam nowa rzecz przy budowach - male meczety w kontenerach - ale nie takie biedniutkie jak ten w Sharjah, ale wypasione, blyszczace, z klimatyzatorami. Ogolnie na budowach klimatyzowane jest wszystko. Nawet byle budy z dykty. - Wyjasnil sie brak ciezarowek w miescie. Przy drogach wjazdowych stoja znaki zabraniajace ruchu "heavy vehicles" miedzy 6 AM a 10 PM. - Widzialam tez bank dla kobiet - ladies banking. W domu z zaciemnionymi szybami i zaslonietym wejsciem. - Na straganie ulicznym sprzedajacym lampki choinkowe (w Carrefourze tez jest juz stoisko swiateczne z wielkim haslem "the merry season is coming") widzialam plastikowego ananasa, swiecacego roznymi kolorami, wygrywajacego "We wish you a Merry Christmas". Plany na jutro - dotrzec do Londynu, rozpakowac sie, wyspac, wybadac okolice, znalezc internet, przywyknac do pogody. No to do przeczytania. Aha, i od jutra wracam do starego polskiego nr komorka. |
5 comments:
Jaaaaa, rewelacja! Przeczytalam wszystko naraz i czuje sie prawie, jakbym tam z Toba byla:)
Dzięki!
Dzieki Mam! Jeszcze kiedys zdjecia do tego dorzuce. A teraz bedzie tydzien londynski, ale to juz chyba nie bedzie tak emocjonujace. ;-)
Dla mnie bedzie! Chociaz w takiej formie, jesli nie moge na zywca :(
Ale w czerwcu jedziemy z Dyzkiem do Barcelony :)
Pozdrowienia i czekam na zdjecia!
Ooo... Barcelony to ja z kolei zazdroszcze. Przynajmniej klimat tam maja znosny. :-)
I w takim razie pisze nadal i ciesze sie, ze ktos jest to w stanie czytac.
:-)
PRZECZYTAŁAM :-))))
Zajebisty tekst! Masz dar boży. Nie dałabym rady spamiętać nawet połowy szczegółów. Najbardziej podobały mi się autobusy, szarma i śpiewający ananas :-)
Prześlij komentarz